Królewska cierpliwość nagrodzona - Kazimierz Wielki ma swoją ulicę w Mszanie Dolnej

Długo czekał na swoją ulicę w Mszanie Dolnej król Kazimierz Wielki - że temu władcy zawdzięczamy powstanie naszego miasteczka wiedzą chyba wszyscy mszaniacy, ale na upamiętnienie tego historycznego faktu brakowało pomysłu od wielu lat.

Bogatsze miasta pewnie ufundowałyby pomnik swojemu założycielowi, bo to najczęściej stosowana forma wdzięczności i pamięci, ale co mają zrobić te, których na spiżowe pomniki po prostu nie stać? Kilka lat temu na granitowym cokoliku, przy głównym wejściu do mszańskiego magistratu stanęło popiersie władcy, co to Polskę zastał drewnianą, a zostawił murowaną - podarował je swojemu rodzinnemu miastu Władysław Jania, artysta rzeźbiarz, uczeń Xawerego Dunikowskiego, ale także partyzant oddziałów por. Władysława Szczypki "Lecha".

Od 30 września tego roku, Kazimierz Wielki ma też swoją ulicę w mieście pod Lubogoszczą - górą, która swoją nazwę, jak głoszą stare podania, również zawdzięcza monarsze. Król Kazimierz znany był ze swoich myśliwskich pasji, a że knieje i bory pełne były w owych czasach grubego zwierza i król ze swoim orszakiem zawsze z polowań na tej górze wracał zadowolony, zwykł wtedy mawiać, że "góra ta lubi gości" i tak po latach, aż do dziś mówimy o niej po prostu Lubogoszcz. Decyzja radnych nie wszystkich przekonała - dało się słyszeć głosy, że rajcowie powinni najpierw zapytać, tych co przy ulicy będą mieszkać. Ale jak ich zapytać, kiedy ich jeszcze nie znamy?

Właściciele działek budowlanych na Pańskim, bo tam jest ta ulica, zanim wprowdzą się do swoich nowych domów, muszą w różnych urzędach np. w spółce ENION (przydziela prąd) już na początku starań, legitymować się dokumentem potwierdzającym nazwę ulicy i numer domu, który będą dopiero budować. Taka kolejność tłumaczy w pewnym sensie bałagan, który mamy z nazewnictwem ulic w Mszanie Dolnej. Przykłady? Ulica Józefa Marka - powinna być jedna, a są...dwie, oddalone od siebie prawie o kilometr. Przykład kolejny - ulica Leśna. Jej główna nitka zaczyna się w Rynku, ale cztery odnogi również przypisane są do Leśnej odchodzą od głównej drogi aż pod sam Lubogoszcz.

Przykład kolejny "radosnej" twórczości urzędniczej, to ulica Spadochroniarzy i kilka jej przecznic które, a jakże też noszą imię Spadochroniarzy - tylko listonosz z dużym stażem, wie komu dostarczyć przesyłkę. Kurierzy firm przewozowych klną, jak szewcy, gdy przychodzi im doręczyć przesyłki na ul. Ludwika Mroza - konia z rzędem temu, kto wytłumaczy, czym kierował się urzędnik nadając sąsiadującym prawie ze sobą domom, jednemu numer "13", zaś temu drugiemu "88" - ten pierwszy stoi przy głównej nitce drogi, ten drugi przy drodze, która jest przecznicą i mogła mieć swoją nazwę, ale nie ma. Z tym samym spotkamy się na ul. Orkana. Czy można to zmienić? Pewnie już nie, bo zmiana obowiązującej nazwy ulicy pociąga za sobą niemałe koszty dla jej mieszkańców - zmiany dokumentów, firmowych pieczątek, wpisów do ewidencji działalności gospodarczej itd. itd. Trzeba było myśleć o tym wtedy, gdy ludzie rozpoczynali starania o pozwolenia na budowę. Błędem było "doklejanie" na siłę nowych działek budowlanych i nadawanie numerów nowobudowanym domom, do starych, istniejących od lat ulic. Stąd dziś nierzadko się zdarza, że nowopowstały dom przy przecznicy odchodzącej od starej ulicy ma numer np. 24 "K" By tego uniknąć Rada Miasta powinna zawsze zdążyć przed nabywcami nowych działek i ulicy, choć najczęściej to jeszcze zagon, lub łąka, nadać nazwę, zanim cokolwiek zacznie się tam dziać.

Takich kłopotów nie ma wtedy, gdy miejski parlament nadaje imię np. placowi, czy miejskiemu parkowi - na tej samej sesji, radni podjęli uchwałę, na mocy której odrestaurowny miejski park przy ul.Orkana nosi imię Rodziny hr.Krasińskich - przedwojennych właścicieli nie tylko ogromnego parku, ale i dworu, zabudowań gospodarczych, odkrytego basenu (zamienionego po wojnie na składowisko węgla !!!) i setek hektarów ziemi.

Władza ludowa "dała radę" nie takim wyzwaniom - nieposłuszną hrabinę Krasińską uwięziła na Montelupich w Krakowie, by spokorniała, rodowy pałac zamieniono na ośrodek wychowawczy, zwany popularnie "poprawczakiem", a w spichlerzach i stajniach "zagościła" produkcja mało wykwintnego "jabola". Dziś potomkowie właścicieli odwiedzają Mszanę Dolną - cieszą się, że dawne ich włości odzyskują blask - goszczą w Starej Winiarni, której nowi właścicele uczynili z tego miejsca centrum kulturalne na bardzo wysokim poziomie. Patrzą też na park, w którym rosną drzewa posadzone tam kilkadziesiąt lat temu, by upamiętnić narodziny kolejnych dzieci w rodzinie Krasińskich.

Są przychylni zmianom, które obserwują. Pani Teresa Dangel z domu Krasińska, na prośbę burmistrza Filipiaka nadesłała z Warszawy odręczny list, w którym pisze .."wyrażamy zgodę, by park miejski w Mszanie Dolnej nosił imię naszej rodziny..." Z panią Teresą jesteśmy umówieni na lato przyszłego roku - jeśli zdrowie dopisze, chcemy by była wtedy pośród nas obecna i odsłoniła kamienne tablice z nową nazwą mszańskiego parku. W ten symboliczny sposób, chcemy choć po części wynagrodzić lata pogardy i straszne krzywdy epoki PRL-u.

Czasy Kazimierza Wielkiego i Rodziny Krasińskich dzielą długie wieki - historia i poczucie sprawiedliwości zaowocowały decyzją mszańskich rajców o wskrzeszeniu pamięci o tych, którzy w dziejach naszego miasta zapisali piękne karty.

Źródło: Urząd Miasta Mszana Dolna