Bez szans na kompromis ws. wyciągu na Maciejowej. Rodzina W. była na sesji Rady Miejskiej, ale skończyło się jak zawsze

RABKA-ZDRÓJ: Państwo W. przyszli na sesję Rady Miejskiej i wyjaśniali burmistrzom i radnym, dlaczego nie zgodzili się na wydzierżawienie fragmentu działki z przeznaczeniem na dojazd do wyciągu. To m.in. z tego powodu Maciejowa została w tym roku zamknięta. Niestety, o kompromisie nie ma mowy, bo przyczyną jest konflikt rodzinno-sąsiedzki, a obie strony są tak zwaśnione, że nie ma szans na zgodę.

W. mówili, że chcą drogi. - Oddalibyśmy ze swojego, ale inni chcą drogi naszym kosztem - mówiła w imieniu rodziny Maria W. wyjaśniając, że gdy oni gotowi są oddać grunt, to inni sąsiedzi, chodziło jej szczególnie o sąsiada o imieniu Dominik, nie chcą tego robić. Przypominała też dawne zatargi, kłótnie i wzajemne złośliwości, co świadczyło o tym, że konflikt o drogę jest tylko jednym z wielu powodów konfliktu, który w rzeczywistości ma inne przyczyny. W. wyłożyli swoje racje i wyszli z sali nie pozostawiając złudzeń, że o zgodzie można zapomnieć.

- Tam bez przerwy potrzeba czegoś, co jest ogniskiem zapalnym do kłótni. Sprawa drogi to tylko pretekst – wyjaśniała burmistrz Ewa Przybyło. - Oni się nienawidzą, robią wszystko, żeby jeden drugiemu zrobić na złość. U podstaw leżą rodzinne sprawy majątkowe i dlatego ten konflikt jest nie do rozwiązania. Oni go zabiorą ze sobą do grobu.

Ewa Przybyło wyjaśniała radnym, że teren, po którym biegnie droga na wyciąg, nie jest własnością miasta, a jedynie pozostaje we władaniu miejskim – samorząd jest jej samoistnym posiadaczem. - Nie jest to droga gminna, ale wewnętrzna – tłumaczyła. Teren jest na tyle wąski, że bez zgód pozostałych właścicieli gruntów i bez odstąpienia przez nich fragmentów gruntów, nie da się zrobić porządnej drogi. W listopadzie próbowano udrożnić drogę, ale doszło do tak silnego konfliktu, że miasto zrezygnowało z dalszych robót. - Tam gdzie nie ma zgody ludzi, tam nie ma miejsca na miejskie inwestycje – zapowiedziała Ewa Przybyło.

- Niech się ci ludzie ugotują w sosie własnym - dodała przewodnicząca Rady Miejskiej Maria Górnicka-Orzeł. - Jest tyle dróg w Rabce-Zdroju, gdzie nie ma konfliktów, a ludzie od lat czekają na asfalt i nie mogą się doczekać. A tu się kłócą i nie chcą, żeby im coś robić. Nie rozumiem tych ludzi. Choćbyśmy mieli nie wiem ile dobrej woli w sobie mieli. to tego konfliktu nie rozstrzygniemy – dodała.

Burmistrz Przybyło poinformowała radnych, że są dwa wyjścia z sytuacji. Gmina może skomunalizować drogę, uczynić z niej drogę gminną, a potem próbować rozmawiać z właścicielami sąsiednich gruntów o jej poszerzeniu. Możliwe jest też rozwiązanie „siłowe” - kosztowne i konfliktowe – polegające na przymusowym zabraniu gruntu pod drogę, wypłacie odszkodowań właścicielom i wykonaniu szerokiej, pełnowymiarowej drogi.

Po wysłuchaniu wszystkich stron i opowieści o całym konflikcie, radni nie wyrazili jednak woli robienia w tym kierunku czegokolwiek.

(mr)